Tag: ice

Penderecki i film

[Kolejne wspomnienie z mijającego roku: Festiwal Muzyki Filmowej, http://fmf.fm 30 maja 2018, inauguracyjny koncert pod nazwą PENDERECKI2CINEMA, tekst pierwotnie umieszczony na zamkniętym forum oraz na FB]

Na scenie krakowskiego ICE orkiestra NOSPR pod dyrekcją Dirka Brosse https://en.wikipedia.org/wiki/Dirk_Brossé , w loży Mistrz z małżonką a w repertuarze najpierw „Trzy utwory w starym stylu” Krzysztofa Pendereckiego, potem Michaela Nymana suita z filmu „Fortepian” w wersji na orkiestrę smyczkową, Koncert na trąbkę i orkiestrę smyczkową (dedykowany Tadeuszowi Kościuszce!) Elliota Goldenthala. W części drugiej już tylko Penderecki: „Tren”, „Polimorfia” oraz fragmenty II i III Symfonii.

Moim zdaniem, o ile muzyka Nymana w filmach brzmi genialnie, o tyle jako osobne dzieło zazwyczaj nie nadaje się do słuchania. To nie jest krytyka! To raczej podziw dla biegłości, z jaką Nyman zszywa muzykę z obrazem i emocjami na ekranie. Wyobraźcie sobie np. „Kontrakt rysownika” z prawdziwą muzyką z epoki a nie z obsesyjnymi frazami Nymana.

Koncert na trąbkę Goldenthala (premiera światowa!) prezentuje biegłość kompozytora w operowaniu różnymi stylami pisania na orkiestrę smyczkową, od wertykalnych akordów brucknerowskich po sonorystykę Pendereckiego. Partia trąbki bardzo elokwentna i konsekwentnie prowadzona, bez zbędnych popisów technicznych. Wszystko bardzo piękne. Ale dla mnie trąbka to jazz. To Armstrong, Davis i Stańko. Klasyczna artykulacja i intonacja klasycznie granej trąbki powoduje, że to, co u jazzmenów jest opowieścią i emocją, staje się ciągiem perfekcyjnych dźwięków. Podkreślam: dla mnie! Przy ogromnym uznaniu dla wirtuozerii znakomitej Tine Thing Helseth http://www.tinethinghelseth.com.Chciałbym jeszcze usłyszeć ten utwór w interpretacji muzyka jazzowego, z odrobiną odstępstwa od tekstu tu i tam. Ot, problemy Pierwszego Świata: świetny kompozytor przywozi swój nowy, premierowy utwór do Krakowa, a ja narzekam 🙂

Po przerwie orkiestra wraz z Maestro Brosse bez zbędnych ceregieli odpaliła „Ofiarom Hiroszimy, tren na 52 instrumenty smyczkowe”. Ten utwór robi na mnie zawsze wielkie wrażenie a jeszcze większe zrobił, słyszany po raz pierwszy na żywo, kiedy do kompletnie kosmicznej muzyki dochodzi obserwowanie, ile energii muszą dyrygent i orkiestra z siebie wykrzesać i w jakim skupieniu zabrać się za te dziwne nuty, żeby osiągnąć tak piorunujący efekt. Tren dla mnie to jeden z najważniejszych utworów XX wieku i móc wysłuchać go w obecności kompozytora było dla mnie ogromnym przeżyciem.

NOSPR to polska orkiestra symfoniczna nr 1. Potęgi jej brzmienia nie pokona żadna sala koncertowa. II i III symfonia Krzysztofa Pendereckiego to rozbudowane kompozycje na wielki skład. NOSPR jest i dosłownie i w przenośni wielka i zna muzykę Mistrza na wylot, grała i nagrywała ją wielokrotnie. Sekcja perkusjonaliów i kontrabasy (po sześciu chłopa!) dowiodły tym razem, że z dobrym zespołem symfonicznym w kategorii potęgi brzmienia tylko Metallica może stawać w szranki i to tylko dopóki ma prąd. Dęciaki i „drewno” NOSPR-u grają na światowym poziomie, a kwintet jak jeden, precyzyjny i kompetentny muzyk.

Pomiędzy fragmentami symfonii były „Polimorfie”, utwór z tego samego okresu, co „Tren”. Kilkunastominutowa podróż przez fantastyczne światy sonorystyki, atonalnych i mikrotonalnych smakowitości kończy się przewrotnie czyściutkim akordem C-dur. NOSPR walnął ten akord tak, że klękajcie narody. Przed Krzysztofem Pendereckim!

Tekst i foto © MŚ

Dunedin Consort w Krakowie, część druga: św. Cecylia

Ian Bostrige wielkim tenorem jest. Tego faktu nie mam ochoty kwestionować, ale dla mnie główną gwiazdą finałowego koncertu Misteria Paschalia w Wielkanocny poniedziałek był John Butt i prowadzony przez niego Dunedin Consort ze Szkocji. Ojczyzna hagusa i whisky zrodziła jedną z najbardziej precyzyjnych machin do grania muzyki dawnej, która idzie po swoje z zadziornością rockowej kapeli. Tutaj nie ma mowy o „akompaniamencie”, za Dunedinami trzeba nadążyć, co na szczęście udaje się bez trudu nie tylko doświadczonemu Bostridge’owi, ale i Chórowi Polskiego Radia, któremu należy się głęboki pokłon! Polski chór wypadł znakomicie!

W pierwszej części było kilka arii Purcella i Handla, w drugiej „Oda na dzień św. Cecylii” tego ostatniego. Dzieło pochodzi z niemal tych samych czasów, co „Mesjasz” i choć brak w nim szaleństwa i uroku młodzieńczych dzieł kompozytora, takich jak „Acis i Galatea” czy dramaturgicznej złożoności jego oper, to dojrzałość i świadomość kompozytorskich chwytów czyni z „Cecylii” bardzo smaczny kąsek.

Libretto jest popisem barokowego bełkotu. Wynika z niego, że muzyka to główny wzór na istnienie świata. Generalnie bym się zgodził, ale co zrobić np. z Sex Pistols? Za życia Handla nie spodziewano się ani aż tak drastycznych odstępstw od klasycznego kanonu, ani tego, że w domu Mistrza zamieszka kiedyś Jimi Hendrix. Z drugiej strony popularny dziś psycholog Jordan B. Peterson w swoich wykładach, dostępnych na YouTube wielokrotnie wskazuje, że muzyka jest odzwierciedleniem złożoności świata i odbieramy ją jako wielowarstwową narrację. Warstwa Handla była trochę inna, niż Hendrixa, ale obie, mimo wszystko, mieszczą się w kanonie muzyki Zachodu. Nawet jeżeli Hendrix był z USA, a Handel z NRD.

W loży na drugim poziomie ICE Kraków nie słychać wiele, ale przyjemność i tak duża!

tekst i foto @ MŚ 2018

Dwa fragmenty koncertu dostępne na Vimeo: