
Scherza Chopina należą do tych jego dzieł, w których łatwo o histeryczną interpretację. Nieokrzesane formalnie, kuszące skrajnymi emocjami, podstępnie zachęcają do przesady. Wielcy i mali je grali i nagrywali! Jest milion wykonań chopinowskich Scherz, a każde inne, każde chce być najbardziej wstrząsające…
Moje ulubione to Richter i Pogorelić, dwa różne, raczej już starsze generacje. Świat pędzi do przodu i każde pokolenie szuka swojego głosu, którym chce opowiedzieć nawet najbardziej, wydawało by się, oczywiste historie.
I oto od kilku lat mam też trzeci zestaw: 19-letni podówczas Anglik, Benjamin Grosvenor, nagrał w 2012 roku Scherza XXI wieku. Szybkie i płynne, bez zatrzymywania się przy każdej okazji do retorycznego popis.
Młody pianista rozumie, że dziś już nikogo nie poruszymy gwałtownymi zmianami temp i dynamiki, nie doprowadzimy do łez lirycznym tematem rozpiętym na sugestywnym rubato. Grając dziś muzykę z XIX wieku trzeba uważać z emocjami, żeby nie zbliżyć się zbyt do estetyki argentyńskiej telenoweli z gwałtownymi zoomami kamery na twarz cierpiącej bohaterki…
Grosvenor pędzi, podobnie jak choćby kiedyś Glenn Gould, poświęcając szczegóły dla klarownej struktury całości. Różnice czasu między wykonaniami Grosvenora i Pogorelića, który przecież nie miał tendencji do zwalniania przed zakrętami, mówią same za siebie: na przykład No. 1 h-moll op. 20 to odpowiednio 8:18 i 11:05! Młody Anglik nie szuka ukrytych znaczeń w wolnej jego części: hej, „Lulajże Jezuniu” to tylko kolęda, Ivo!
No i w żadnym znanym mi wykonaniu zakończenie Scherza No. 4, w którym Chopin używa zmniejszonych akordów charakterystycznych później dla jazzu, fragment ten nie brzmiał tak cudownie musicalowo! Grosvenor na chwilę pokazuje, jak daleko w przyszłość sięgała muzyka Chopina i na kilka sekund przenosi nas na Tin Pan Alley sto lat później. Pyszne!
Płyta Grosvenora jest sprytnie ułożonym recitalem. Scherza zagrane są w kolejności 1,4,3,2 i przetykane Nokturnami, w dwóch wypadkach dobranych pod względem tonacji, a po interludium złożonym z trzech chopinowsko-lisztowskich drobiazgów (dwie transkrypcje pieśni FCh i zakręcony harmonicznie Nokturn „En Reve” Liszta) Grosvenor zabiera się za utwór uważany za jeden z trudniejszych w literaturze fortepianowej: „Gaspard de la Nuit” Ravela. Znów szybkie tempo! Całość, nie szczegół!
Ale miało być o Szopenie, więc Lisztowi i Ravelowi dam spokój. A płytę gorąco polecam, dostępna także w streamingu. A poniżej próbka: